Jednodniowy urlop – jak to jeść?
Praca biurowa ma kilka niewątpliwych zalet. Jest to 17:00, weekend i urlop. No i wypłata rzecz jasna. Znalazłoby się zresztą pewnie jeszcze kilka innych fajnych rzeczy, tym bardziej, że lubię swoją robotę i ja akurat nie powinnam narzekać, ale pojadę sztampą. Kto rudej zabroni.
Chciałabym się skupić dzisiaj na urlopie tzw. jednodniowym. Cechy charakterystyczne – najczęściej w środku tygodnia, nie związany z jakimkolwiek wyjazdem, a potrzebą „oddechu” i załatwienia super ważnych lub mniej ważnych spraw, które z powodu Twoich ram czasowych (9:00-17:00) są zwykle nieosiągalne.
Co więc robić na takim urlopie, jak się odnaleźć w gąszczu ulic i nie poczuć jak pies zerwany z łańcucha? I przede wszystkim – jak połączyć przyjemne z pożytecznym?
Krok po kroku.
Po pierwsze: WYŚPIJ SIĘ. Nie mówię tu o spaniu do południa, ale taka 9:00 będzie w sam raz. Dłużej niż w pracujący dzień, a jednocześnie bez przegięcia.
Po drugie: Czym prędzej wychodź z domu i idź gdzieś w fajne miejsce na śniadanie i kawę. Ja miałam ostatnio to szczęście, że w mój jednodniowy urlop jedna z fajnych knajp zrobiła promocję i do kawy dodała mi dowolne śniadanie gratis. Brzmi fajnie, prawda? A jeszcze lepiej smakowało. Latte z syropem migdałowym w połączeniu z ciepłą bagietką, jajem sadzonym i kilkoma kiełbaskami jest całkiem w dechę. I to za całe 12 zeta – TADAM!
Po trzecie: Jak już się trochę polansujesz wcinając kiełbę – idź załatwić to, co masz do załatwienia. Napraw komputer, zrób przegląd samochodu, odwiedź urząd skarbowy, zrób nalot knajpom, które rozważasz wynająć pod swoje wesele – wybór masz całkiem spory w zależności od potrzeb.
Po czwarte: Jak już uporasz się ze wszystkimi poważnymi sprawami – zajmij się tym co najważniejsze, czyli SOBĄ. Majowa pogoda jest ku temu wprost stworzona. Ja na przykład wybrałam się do Królikarni na spacer i ploty. I powiem szczerze – byłam pod wrażeniem pięknej przyrody wokół i gołego, 70-letniego pana nad stawem. No takie widoki to ja rozumiem. Nic, tylko usiąść i się delektować. Zaraz po tym oczywiście poleciałam splądrować wszystkie okoliczne szmateksy, w nadziei na upolowanie super fajnej kiecki za dychę i postanowiłam kolejny raz rozpuścić się kawą.
Po czwarte: Zrób swojemu mężczyźnie nalot w pracy. Na pewno się ucieszy, zwłaszcza jak wywalisz mu na biurko kilka nowych bluzek i butów. Mówię wam – radość pełną gębą!
Po piąte: Wróć do domu i umrzyj. Zapewniam was, że jednodniowy urlop jest milion razy bardziej męczący, niż standardowy dzień w biurze. Co nie zmienia faktu, że warto – o każdej porze roku. Odkrycie nowych rzeczy i miejsc w swoim mieście jest tego warte. A przede wszystkim – możesz choć na chwilę wyrwać się znienawidzonej przez siebie rutynie.
Comments are closed.