Dziecko rok po roku – strzał w 10 czy samobójstwo?

Być może naszła z nas z mężem pomroczność jasna, gdy kilka miesięcy temu postanowiliśmy iść na żywioł i zrobić sobie drugiego bobasa, podczas gdy ten pierwszy, niespełna 10-miesięczny, pochrapywał sobie słodko w łóżeczku obok. Ale póki co się cieszę i z każdym miesiącem jestem bardziej pewna tej decyzji, chociaż doskonale zdaję sobie sprawę z jej mrocznych konsekwencji. Wiem, że kolejne 2 lata z takimi nieodpieluchowanymi maluchami będą ciężkie, że wciąż nie nawalę się z mężem winem i prawdopodobnie nie raz będę chciała uciec cichaczem z domu pod wpływem zbyt dużego hałasu. Ale decyzja o drugim dziecku i tak kiedyś by nastąpiła, bo nigdy nie chciałam, żeby moja córka była jedynaczką. Więc czemu by właśnie nie teraz?

Tzw. z BANI

Nie oszukujmy się. Posiadanie dwójeczki jest standardem w większości polskich domów. Najlepiej, gdy będzie to parka – w przeciwnym razie ZAWSZE znajdą się w Twoim otoczeniu osoby namawiające Cię na tzw. do trzech razy sztuka. Jakby posiadanie dwóch dziewczynek lub chłopców było czymś niedorobionym. Ja osobiście zawsze chciałam mieć córki. Los zresztą też tak chciał i pewnie wiedział co robi, bo jeden facet w domu w zupełności mi wystarczy, a mój mąż ma harem o jakim zawsze marzył. I trzy laski w łóżku na raz. Więc naprawdę, dajcie spokój ludzie. Gdyby moim marzeniem było posiadanie pięciu synów i tak by mi się przydarzyło, to i tak każdy by mi wmawiał, że jestem nieszczęśliwa i na pewno skrycie marzę o córce. Bo ONI przecież wiedzą lepiej. A co z tymi, którzy serio by chcieli, ale jakoś nie wychodzi, mają próbować w nieskończoność? Już teraz wiem, że nie minie miesiąc od mojego porodu, a usłyszę, że trzeba będzie jeszcze dorobić chłopczyka. $%#$#@%U*&^$@

Ale wracając do tej bani, to tak. Jeśli Twoim marzeniem nie jest posiadanie w domu przedszkola, a klasyczne 2 + 2, to szybciej zrobisz, szybciej pójdą na swoje, a Ty znów będziesz mogła oddawać się rozkoszom samotnej kawy. I nie będziesz musiała wchodzić dwa razy do tej samej rzeki z pieluchami, bo zachowasz ciągłość. Takie rok po roku to prawie jak bliźniaki, ale jednak fajniejsze. Sama nigdy nie chciałabym siedzieć w brzuchu ze swoim rodzeństwem. Jeśli jednak idziesz na ilość to i tak nie masz wyjścia, musisz robić dzieci rok po roku, bo inaczej nie wyrobisz się przed menopauzą.

Ekonomia

Jeszcze na dobre nie zdążyłam schować bodziaków w rozmiarze 56 w kartony, a tu znów będą potrzebne. Odpada bezsensowne tracenie czasu na przeszukiwanie swoich domowych zasobów, bo wciąż jesteś na świeżo i wiesz gdzie co jest. Lista wyprawkowa też jakby staje się prostsza. Wiadomo, że moje kolejne dziecko zasługuje na nowy kocyk i ręcznik, ale krem na odparzenia pieluszkowe, płyny do mycia czy proszek do prania dla niemowląt na stałe goszczą już na moich półkach od ponad roku. Zaoszczędzony czas + pieniądze = szczęśliwi rodzice. Gdy do tego dochodzi radosne 500+ to nie pozostaje już nic innego, jak tylko wachlować się mamoną.

Dobry kontakt między dziećmi

Wiem co to znaczy mieć rodzeństwo, bo jest nas piątka. Jednak to ja byłam tą pierwszą i przerwa między mną, a kolejną siostrą wynosiła aż pięć lat. To dużo. Zdążyłam już nabrać pewnym jedynaczych zachowań i zawsze odstawałam od reszty. Moje rodzeństwo było dla mnie gnojówą i trochę poniekąd im matkowałam (nie mówiąc już o kablowaniu). Dopiero po 20. roku życia nasze różnice wiekowe mocno się zatarły i zaczęłam ich traktować na równi ze sobą. Oczywiście w dzieciństwie podejmowałam próby wspólnych rozrywek z siostrą, ale chyba nigdy nie lubiła bawić się ze mną lalkami, bo wymyślałam jakieś chore scenariusze, a moja Barbie była bezdomna. Brat też raczej nie przepadał na długimi posiedzeniami w kiblu po ciemku za karę.

Tak, mała różnica wieku to podstawa sukcesu. Oczywiście nie zmuszę moich córek do bezgranicznej miłości między sobą, ale chyba oczywistym jest fakt, że właśnie taką wersję zakładam. Nie mówiąc już o tym, że po cichu liczę na to, że za jakieś 2 lata zaczną się ze sobą świadomie bawić i wymieniać się sukienkami, a ja w tym czasie będę mogła spokojnie malować paznokcie i pisać teksty na bloga.

Wpływ na pracę zawodową

Jestem na tyle w komfortowej sytuacji, że mój zawód niekoniecznie wymaga ode mnie wychodzenia z łóżka. W końcu pisać, wymyślać i redagować teksty mogę z każdego miejsca na świecie, wystarczy mi komputer i stały dostęp do internetu. Co prawda tęsknię czasem za życiem w agencji i stałym kontaktem z ludźmi, ale wiem, że prędzej czy później tam wrócę. Kocham być mamą, aczkolwiek nie jestem typową Matką Polką, która poza domem nie widzi świata.  Jednak wydaje mi się, że lepiej jest wyłączyć się z życia zawodowego na kilka lat ( o ile oczywiście sytuacja finansowa na to pozwala) i być w domu z dziećmi, niż po roku macierzyńskiego wracać do pracy, zostawiać dziecko z nianią/babcią/opiekunką w żłobku i przeżywać, że nie ma mnie przy jego pierwszej kupie do nocnika. A po trzech latach znowu wyłączać się z życia zawodowego na rzecz kolejnego członka rodziny. Ogromnie się cieszę, że chociaż przez te kilka pierwszych lat będę w domu z moimi córkami. A potem czas pokaże.

WADY…

O minusach zapewne przekonam się boleśnie tuż po porodzie, bo jednak ciężko będzie pogodzić przez chwilę małego ssaka z tym półtorarocznym, który przecież nadal wymaga tak dużo uwagi i obsługi od mamy. Ale wierzę, że damy radę. Moja córka nie dała mi w kość podczas swojego pierwszego roku życia, kolek nie miewała, noce przesypiała, jadła ładnie, a sam poród też nie odbił się mocno zarówno na moim stanie fizycznym, jak i psychicznym. Myślę, że to miało duży wpływ na naszą szybką decyzję. A teraz pozostaje tylko trzymać kciuki, że będzie tak samo i jedziemy z tym koksem! I choćby nie wiem jak banalnie to zabrzmiało, to własne dzieci to naprawdę sama radość.