O przeznaczeniu, przesądach i innych znakach

Wierzę w przeznaczenie. I jakkolwiek naiwnie to zabrzmi – wierzę w to, że nic nie dzieje się przez przypadek i co ma być, to i tak nastąpi mimo tego, że schowasz się w szafie na pół roku. Bo jeśli mam mieć siniaka, to prędzej czy później się nabije. Jeśli mam na Ciebie wpaść, to prędzej czy później wyłonisz mi się zza zakrętu i powiesz cześć mała, ja jestem piękny, Ty jesteś piękna, chodźmy więc do mnie i pogapmy się na siebie. I choć tkwisz w jakimś dziwnym, życiowym zawieszeniu, grad wali Ci w twarz, skarpetki się zsuwają, ogórków kiszonych brak i za bardzo nie wiesz czemu ma to wszystko służyć, to wierz mi, że wszystko ma być dokładnie tak beznadziejne jak jest i po coś się to dzieje. Serio, serio.

Nie wierzę natomiast w przesądy. Właściwie nigdy nie wierzyłam, bo nigdy nie znalazłam czterolistnej koniczyny mimo tego, że szczęście sprzyjało mi od dziecka. Egzamin na prawo jazdy zdałam dopiero, gdy czarny kot przebiegł mi drogę, nie przypominam sobie o jakichkolwiek siedmiu latach nieszczęścia w mym życiu, choć nie raz zbiłam lusterko, prawie codziennie wracam się po coś do domu, a i tak zawsze coś miłego mnie później spotyka. A czy ktoś z was kiedyś trzymał tak fizycznie za kogoś kciuki? Serio? Bo ja osobiście nie przypominam sobie. A zazwyczaj i tak wszystko dobrze się kończy.

Ale najciekawiej i tak jest jednak ze znakami. Gdy słyszę pisk jakiegoś ptaka na sobą, to w 70% wiem, że za chwilę zostanę obsrana, a gdy spaceruję po lesie i słyszę dziwny warkot dochodzący zza krzaków, to znak, że należy spierdalać, zdecydowanie. Dziś natomiast spotkałam na swej drodze (w dosłownym tego słowa znaczeniu, bo się oczywiście jakaś matka z wózkiem musiała rozwalić na całym chodniku, w końcu to święta krowa) roczne dziecko z WĄSAMI. I się słuchajcie do teraz zastanawiam.. co to do cholery mogło oznaczać??? Ten znak mnie zabił, zdecydowanie.