Dzień z życia RUTYNY

05:45 – w uszach dzwoni Ci upiorny dźwięk budzika, a Ty już dobrze wiesz, co zaraz nastąpi. Standardowe uderzenie się w kostkę o kant łóżka, powolny krok do łazienki, mycie głowy, wklepywanie kremu na jędrny tyłek, szczotka, poranna kawa, świeża bułeczka, ładowanie gratów do torby, szybki całus na do widzenia, bieg do pociągu w rozwalającym się bucie.

routine

Witaj poniedziałku – och, Ty dzikusku i zwariowany wariacie –  potrafisz zaskoczyć jak nikt inny. Potem jeszcze tylko pan w pociągu z wąsem przeglądający gazetę z  szybkimi autami, na które nigdy zapewne  nie będzie go stać oraz Pani z kitą lisa uwieszoną przy torebce i już wiem, że mój dzień budzi się do życia.

Nie wiem kim jest ta cała szmatława RUTYNA, ale  wiem, że jej nie lubię. Ciągle chodzi w tych samych ciuchach, snuje się za mną jak cień i nieustannie trzeba się z nią użerać, co by zanadto nie wtargnęła w moje  życie. Właśnie dlatego psuję sobie buta w drodze do pracy, aby zaburzyć jej standardowy rytm. I właśnie dlatego lubię pana w kraciastej koszuli w komunikacji miejskiej, który nie uczestniczy w codziennej bitwie o najlepsze miejsce w autobusie, bowiem sam ze sobą nosi krzesełko (wiecie, takie na ryby) i je sobie w czasie jazdy rozkłada. I jak Ci teraz z tym Szanowna Rutyno, co?

To Ty jesteś nudna, nie ja. I nie pozwolę Ci zamienić mojego życia w never ending story dla sfrustrowanych kur domowych.

Maryla moczy kija w Turcji – jak głosił jakiś czas temu Super Express, a ja nieustannie będę Ci wbijać kołek w dupę. I właśnie dlatego zjadłam dziś loda z czekoladową polewą, mimo tego, iż od dzisiaj znów standardowo miałam być na detoksie. Tylko dlatego, wieeesz?