W górę piersi, w dół miednicę, imitujesz gąsienicę

Wiosna dała dupy, racja. Jednak mimo wszystko mam ochotę na nowe, lepsze życie w związku z tym postanowiłam zaufać Krzysztofowi Ibiszowi, który radzi mi jak żyć i stosuję się do jego zaleceń. Racjonalne żywienie, pięć posiłków dziennie, uśmiech, moc, fitness, sport? Ależ oczywiście, w końcu chcę być młoda tak jak on. W moim przypadku to dokładniej rzecz ujmując sauna, bieżnia, zumba, zajęcia o wdzięcznej nazwie killer celluit, jacuzzi, joga i dużo ogórków kiszonych, ale myślę, że byłby ze mnie dumny. No i najważniejsze, że wszystko idzie w tym jednym, właściwym kierunku. Tak! Będę fit na wiosnę.

Mój plan w dużej mierze spowodowany jest najfajniejszym prezentem na świecie w postaci 7-dniowej karty wstępu do wypasionego  klubu fitness, gdzie dane jest mi hasać na bieżni koło Tomasza Lisa i Magdaleny Cieleckiej. I już teraz wiem, że jak się tylko z mym szanownym narzeczonym wzbogacimy i stać nas w końcu będzie na mały, biały domek, to na pewno sobie takie członkostwo w klubie zafunduję. Ale póki co staram się wykorzystywać do maksimum to, co mam. Skutkuje to oczywiście tym, że z dnia na dzień coraz mniej mam siłę się poruszać, ale za to mam supr extra miękką pupę i promienną buzię. A to chyba najważniejsze, tak? Być może będę wrakiem na wózku, ale za to jakim ślicznym.

Tu zresztą w ogóle jest wspaniale. Wszyscy się do mnie uśmiechają, automat serwuje mi wodę, a ja mogę sobie leżeć nad basenem w białym szlafroku i machać nogami ze szczęścia. Oczywiście tuż po wcześniejszym wysiłku fizycznym, żeby nie było.

pool_hyatt_warszawa_bigg

Dziś dla odmiany postanowiłam zrobić sobie dzień pod kątem relaksu i wybrałam się pierwszy raz w życiu na zajęcia z jogi, a dokładniej jogi integralnej. Myślę sobie nerwowa ostatnio jestem, może mnie zintegrują, uspokoją i stanę się oazą spokoju? jednak niestety na mnie nic nie działa tak jak powinno. Nie dość, że YOGAMEN (prawie jak Yattaman) kazał mi sapać tak jak pies i przez większość zajęć bardziej niż na wewnętrznej równowadze skupiałam się nad tym, żeby nie wybuchnąć śmiechem, to na dodatek gadał jakieś głupoty o kontakcie z matką ziemią i polecał oddychać mi pępkiem. Jak do cholery można oddychać pępkiem??? Niewątpliwie największą przyjemnością w czasie w tej godziny było bezczynne leżenie na macie pod ciepłym kocem, ze szmatą na oczach. Tyle tylko, że po jakiś dziesięciu minutach miałam już serdecznie dość i moim największym marzeniem stała się bieżnia, a już najbardziej to sauna. Na domiar wszystkiego z oddali jakiś pan bardzo głośno jęczał podnosząc sztangę, co wcale nie umilało mi relaksu.

Ja się jednak do tego nie nadaję, zdecydowanie zostanę przy kręceniu tyłkiem na zajęciach z zumby. No i rzecz jasna przy grzaniu się w saunie, gdzie mogę sobie oglądać golasów. A swoją drogą strasznie lubię słowo golas, prawie tak bardzo jak farfocel.