Co ja piszę?

Długo zastanawiałam się nad tematyką niniejszego bloga. No dobrze, może niezbyt długo, ale chciałam mieć mocne i fajne wejście.

Motoryzacja? Mimo całej mej miłości do szybkiej jazdy samochodem i wyrywaniu wlotu powietrza na autostradzie – moja wiedza w tej dziedzinie (a raczej jej brak) daje się zauważyć już w momencie, gdy pada deszcz, a ja zaczynam mieć problem z okiełznaniem wycieraczek. Pomysł odpadł w przedbiegach.

Na drugi ogień poszła moda i uroda, czyli lans i bauns w najlepszym wydaniu. Myślę sobie: W sam raz dla mnie, kto inny ubiera się lepiej, bardziej oryginalnie ode mnie i z wypiekami na twarzy wkłada kolejne ubrania do szafy. Niestety w tym momencie spojrzałam na swoje zdjęcie w futrze i zrozumiałam, że to również niezbyt fortunny temat.

To co było dalej? Bycie fit i kiełki bambusa? Super pomysł. W końcu doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że ciemne pieczywo jest zdrowe, a zielona herbata uwalnia nasze ciało z wszelkich złych i podstępnych toksyn. A to, że wczoraj jadłam kolację o drugiej w nocy, a przed południem pochłonęłam wielki kawałek schabu ze śliwką nie ma nic do rzeczy. W końcu obiad był przyrządzony przez mojego mężczyznę, a śliwki regulują trawienie, tak? Problemu nie widzę, lecz poszukiwań idealnego tematu mimo wszystko nie zaprzestałam.

Ostatnią deską ratunku miała stać się kuchnia, czyli pieczenie, gniecenie ciasta, wykrawanie księżycowych ludzików i sypanie curry do każdej możliwej potrawy. Tak, wreszcie coś, w czym bez owijania w bawełnę – czuję się jak ryba w wodzie (dokładniej rzecz ujmując kluska wśród garów i blach), lecz jednak… Wydaje mi się, że na dłuższą metę padłabym przytłoczona ilością patelni i ciast na głowie i zobaczyłabym ten długi, długaśny tunel, przed którym ostrzegają, żeby nie iść w nim w stronę światła .

Bo tak naprawdę  jestem wypadkową zbyt wielu różnych rzeczy, by umieć skupić się na jednym. Jedno jest pewne – zdecydowanie żyje niedzielnie. Bo leniwie, bo leżąc w łóżku do szesnastej, bo ciepło, bo przytulnie i bezpiecznie i z zapachem domowego ciasta u boku.

Niniejszym ogłaszam niniejszego bloga stroną o wszystkim i niczym.