Przereklamowana ciąża

Chyba czas wrócić trochę do blogowego obiegu. Zwłaszcza, że jak się przecież wszystkim wydaje, życie  bez musu codziennej pracy biurowej to jedna, wielka sielanka i generalnie nie robię od dwóch miesięcy nic innego jak leżę, śpię i oglądam głupie seriale. W rzeczywistości na głowie mam równie dużo co przy pełnoetatowej pracy w agencji, a na dodatek dochodzi szereg tak uroczych aspektów jak HORMONY, dzięki którym chcesz sobie strzelić kulkę w łeb. Ale nie, nie, przecież ciąża to taki piękny stan dla kobiety!

Ta, fizycznie jest mi błogo. Wbrew pozorom chudnę, ładnie wyglądam, nie boli mnie nic, oprócz rozrastającej się macicy i generalnie jest całkiem spoko. Za to psychicznie – dramat i wierzcie mi, nie chcielibyście znać myśli, które krążą mi po głowie. Dziś na dokładkę śnił mi się mały, murzyński bobas, który lizał się jak kot i stwierdziłam, że dla dobra wszystkich odseparuję go od rodziców. A to tylko przedsionek mojej kaszany w mózgu, wiecie?

Wyzywam starsze panie na ulicy, wjeżdżam w dupę jakiemuś panu, bo kto normalny zatrzymuje się na znak STOP przed zarośniętymi torami i spadam ze schodów. Wciąż nie mam sraczki na punkcie dzieci, moim priorytetem nie jest jeść za dwoje, a nie wyglądać jak spasiona świnia, a na dodatek moim ostatnim, największym marzeniem jest się najzwyczajniej w świecie nawalić. Czy to czyni ze mnie złą matkę? Mam nadzieję, że nie i to jedynie objaw tego, że nie zasilę szeregów mamuś na forach. Chociaż na dzień dobry nie jest łatwo nie wpasowywać się w kanon matki cierpiącej, karmiącej i zatracającej się dla dziecka. I poniekąd podziwiam swoje niektóre koleżanki, które tak bardzo potrafią cieszyć się stanem błogosławionym i ogólnie wizją macierzyństwa. Bo ja się na przykład zajebiście boję i totalnie nie radzę sobie z emocjami. Oczywiście, że będę kochać swoje dziecko najmocniej na świecie, ale czy ciąża naprawdę musi zasłaniać nam cały świat?  To trochę jak z tymi ślubnymi przygotowaniami, wynajmowanymi brykami i milionami monet wydawanymi na jeden, sztampowy wieczór.

 

No nie zrozumiem i już.