Każdy na coś czeka

Już od narodzin  na coś czekamy. Na mleko, na cyca, na miłość, na ciepło drugiego człowieka. Potem jest jest jeszcze gorzej, bo do podstawowych potrzeb dochodzi nam szereg pragnień, które zapewne nigdy się nie spełnią, ale ślepo na nie czekamy.

Chcemy bogatego męża, lepszą pracę, mniej wkurzających sąsiadów, fajny samochód, mieszkanie bez kredytu i i wielką gumową kaczkę przyczepioną do sufitu.  A nawet, gdy nie mamy zbyt wygórowanych fantazji, to nasze życie i tak kręci się wokół nieustannego oczekiwania. W końcu dzień w dzień czekamy na spóźniający się autobus, na lepszą pogodę, na podwyżkę, na spotkanie z dawno nie widzianą koleżanką czy na ulubionego hamburgera po pracy. Ale nie powiecie chyba, że to nie fajne?

Lubię czekać. Może niekoniecznie na spóźniającą się komunikację, ale pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Ja po prostu lubię mieć jak cel, nawet, gdyby okazał się jednym wielkim niewypałem. Gdybym go nie miała to już dawno dałabym się zamknąć na oddziale psychiatrycznym, bo tam przynajmniej każdy dzień byłby prawdziwą przygodą.

To tak jak z tym moim nieszczęsnym mężem, na którego jestem w stanie czekać godzinami z obiadem. Wściekam się, wysyłam milion smsów o treści Nienawidzę Cię, nie wracaj, już Cię nie kocham, ale gdy tylko pojawi się w domu to złość nagle przechodzi, a ja kupuję nam bilety na samolot i znów CZEKAM. Tym razem na wspólny weekend nad morzem.

Fajnie na coś czekać.