Zakupy spożywcze przez internet. Czy warto?

Był pochmurny, deszczowy dzień. Dzień z cyklu nienawidzę świata i ludzi, ale mam pustą lodówkę w domu, a wypadałoby coś zjeść. I wtedy spadło mi z nieba coś niezwykłego, a mianowicie reklama głosząca: Szeroki asortyment produktów spożywczych z dostawą prosto do Twojego domu! To było coś.

Tak, internetowe zakupy to doskonała opcja dla osób, którym nie chce się podnieść tyłka z kanapy. Albo dla tych nie odnajdujących się w gąszczu sklepowych wózków i czujących się w supermarkecie jak zagubiona owieczka.

owieczka

Osobiście nalezę do grupy zagorzałych zwolenników takiego rozwiązania, chociaż wiem, że wiele osób podchodzi do  tematu z rezerwą. Do najczęściej słyszanych argumentów przeciw należy: Bo jak sobie sama nie pomacam marchewki, to nie to samo. Nie ukrywajmy, że w kwestii świeżości warzyw to żaden super, hiper, duper market i tak nie zastąpi nam Pani Krysi z okolicznego bazarku. Ale włożenie do koszyka puszki tuńczyka czy ketchupu spokojnie możemy powierzyć pracownikowi sklepu.

Może i nie znam się na sytuacji gospodarczej w Chinach i nie pomogę Ci w obliczeniu rachunku prawdopodobieństwa, ale w swoim życiu przerobiłam już chyba wszystkie możliwe spożywcze e-zakupy i z niejednego vana jadłam pieczywo, więc wiem o czym mówię. Po cholerę mi te wszystkie agencje interaktywne, zlecenia i social media managery. Powinnam zostać konsultantem do spraw zakupu polędwicy sopockiej online.

Ale wracając do tematu.

Co uważam za największe plusy kupna żywności przez internet?

OSZCZĘDNOŚĆ CZASU

Tego chyba tłumaczyć nie muszę. Nie stoisz w korkach, nie jeździsz w kółko szukając wolnego miejsca parkingowego, nie zastanawiasz się gdzie znajdziesz dział z Twoimi ulubionym brioszkami i nie musisz tracić czasu w kolejce do kasy. Zrobienie standardowego zamówienia w sklepie internetowym to ok. 40 minut. Dodajmy, że przy kolejnych zamówieniach masz możliwość wglądu w swoje poprzednie zakupy i dodawanie produktów do koszyka trwa naprawdę kilka minut. Zdarza mi się oczywiście buszować wśród zakładek z jedzeniem nawet i dwie godziny, ale nie oszukujmy się – to tylko i wyłącznie moje widzi mi się i zazwyczaj szukam wtedy inspiracji na naprawdę niecodzienny obiad. Albo nie mogę się zdecydować czy chcę płyn do płukania o zapachu miękkiej kaczuszki czy może bardziej rosy na trawie.

BRAK KONTAKTU FIZYCZNEGO Z LUDŹMI

Jedyna osoba, z którą będziesz miał przy tej operacji kontakt to pan kurier, który grzecznie wniesie Ci zakupy do domu. Żadnego ocierania się o Ciebie starszych pań między półkami, żadnych rozwrzeszczanych dzieci wymuszających na rodzicach zabawkę i żadnego najeżdżania od tyłu metalowym wózkiem.

OSZCZĘDNOŚĆ PIENIĘDZY

Wielu osobom wydaje się, że takie zakupy to niesamowity luksus, za który przyjdzie nam srogo zapłacić. Nic bardziej mylnego. Ceny produktów w większości porównywalne są do tych, które znajdziesz w pierwszym lepszym hipermarkecie na mieście, a wręcz mniejsze, jeśli przejrzysz dobrze zaopatrzony dział promocji. Do tego dochodzą nam kolejne bonusy w postaci kuponów rabatowych (często wysyłają na maila) oraz darmowej dostawy, jeśli przekroczysz magiczną kwotę 200 zł. W tym wypadku mówię o sklepie Frisco, w którym aktualnie się zaopatruję.  Powiecie, że to dużo? Nie jestem tego zdania. Dokładnie tyle wynoszą średnio moje tygodniowe zakupy do domu dla dwóch osób. W tym zawierają się wszystkie produkty na obiady, śniadania, przekąski do pracy oraz chemia gospodarcza. Przy takim obrocie sprawy odpada mi koszt dostawy lub benzyny w przypadku samodzielnych zakupów, czyli jestem już jakieś 15-20 zł do przodu.

KUCHENNE INSPIRACJE

Tego typu sklepu mają zazwyczaj o niebo bogatszy asortyment od marketów stacjonarnych. Przyznaję się – dostaję kociokwiku w dziale herbat, a moje szafki kuchenne pękają w szwach. Dodatkowo w czasie zakupów mogę sobie na spokojnie poprzeglądać w internecie przepisy, zastanowić się na co mam ochotę w nadchodzącym tygodniu i sprawdzić ile wyniesie mnie koszt zrobienia tortu kawowo-chałwowego z wiśniami. Prawda, że fajnie?

GWARANCJA ILOŚCI WYDANYCH PIENIĘDZY

Pędząc po hali z wózkiem nie jesteś w stanie kontrolować ile tak naprawdę pieniędzy wrzucasz do koszyka. Chyba, że w drugiej ręce trzymasz kalkulator i podliczasz po kolei wszystkie produkty, które zamierzasz kupić. Ale dajmy sobie spokój – kto ma na to czas i cierpliwość? W przypadku zakupów internetowych wystarczy, że zerkniesz na koszt Twojego zamówienia, stwierdzisz, że przekroczyłeś limit i HYC! Wyrzucasz z koszyka rzecz, która w tym tygodniu nie jest Ci do szczęścia potrzebna, czyli np. kolejną herbatę.

 

Tak, powyższe argumenty zdecydowanie za mną przemawiają i wiem, że już nigdy, przenigdy nie skuszę się na zakupy w sklepach stacjonarnych.  No chyba, że przejdę na dietę i zacznę odżywiać się energią z kosmosu, wtedy żadne markety nie mają szans.