Po po po po po po po po POKER FACE
Są pewne obiekty, które odznaczają się dość specyficznym klimatem, jeszcze bardziej specyficznymi ludźmi i tym, że można tam dokonać ciekawych obserwacji. Lubię je, w końcu konstatacja to moje drugie imię (trudne słowo, ale jakie mądre, lubię mądre słowa, bo nikt nie wie o co chodzi, ale wstydzi się zapytać i wyjść na głupka). Do takich miejsc z pewnością należy chociażby tor wyścigów konnych na Służewcu, gdzie wszystko zdaje się mówić, że czas stoi w miejscu. Spotkamy tam starszych panów siedzących przy stoliku z wypiekami na twarzy i popijających wódeczkę przez południem, zjemy tłustą kiełbasę, zrobimy casting na najbardziej znoszony kaszkiet. Można sobie pobrykać, nie powiem, że nie.
Ale nie wyścigi k0nne będą tematem mej dzisiejszej dyskusji, a KASYNO. Kasyno to takie śmieszne miejsce, w którym właściwie nie wiadomo o co chodzi, a jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o? Pieniądze oczywiście. Prawdę mówiąc tego typu obiekt przez całe moje życie owiany był dla mnie nutką tajemnicy i kojarzył mi się z głównie z James’em Bondem, złotymi kiecami, bransoletami i brudnymi pieniędzmi. I jeśli w ostatniej kwestii prawdopodobnie się nie myliłam, tak James’a Bonda nigdy w żadnym nie spotkałam i chyba czuję się nieco rozczarowana tym faktem. Chociaż bywalczyni ze mnie żadna, więc może jeszcze mam szansę.
Kasyno ma kilka swoich zalet:
– darmowa kawa/herbata/ piwo/ DRYNKY – chociaż z napojami alkoholowymi akurat należy uważać, bo ja – I CWANA RZECZYPOSPOLITEJ wiem, że im chodzi tylko o to, żeby nas spić i byśmy zostawiali dużo mamony w automatach.
– kupon, którzy otrzymujesz przy pierwszej wizycie – upoważniający Cię do odbioru różnych fajnych rzeczy przy kolejnych wizytach. Kolejny trik marketingowy – jasne. Bywaj nam często, odbieraj prezenty, ale zostawiaj pieniążka i wychodź na minus. Tyle tylko, że można nic nie zostawiać i tym sposobem wzbogaciłam się o breloczek, talię kart i butelkę wina.
– intrygujący ludzie – ich przekrój w kasynie jest naprawdę imponujący. Od Pana Heniulka przewalającego całą swoją marną emeryturę, Panią Krysię bez zęba na przodzie, Chińczyka przy ruletce, aż po całkiem eleganckiego pana z drogim zegarkiem.
– Można czasem coś wygrać (zazwyczaj jak pomyli mi się przycisk – przyp. autorki), chociaż jeszcze więcej przegrać.
Oczywiście, że hazar jest be, grozi śmiercią, kalectwem i chorobami sercami, ale w sumie lubię czasem wpaść w takie miejsce, powciskać sobie przyciski i popatrzeć na przelatujące na ekranie bawoły – ssaki parzystokopytne z rodziny krętorogich są zawsze spoko.
W każdym razie muszę sobie znaleźć kolejne miejsce, gdzie dostanę darmowe wino, tutaj chyba już nic więcej nie ugram.
Comments are closed.